Zacznę przewrotnie, od zakończenia: brak mi fajnych bohaterów w grach i w zasadzie nie wiem dlaczego…
Bohater to podstawa opowieści. Nie ma dobrej historii bez ciekawych postaci – tych z pierwszego planu, i tych z drugiego. Czymże byłby „Władca Pierścieni”, gdyby nie wielowymiarowy Gandalf, gdyby nie Boromir i jego przegrana walka z samym sobą, wreszcie gdyby nie Faramir i mnóstwo, mnóstwo ciekawych postaci tła. „Gwiezdne Wojny” to dowcipny Han Solo obok włochatego Wookiego, którzy na tle księżniczki i Luka wybijają się ponad przeciętność. Ale do tego mamy niesamowitego Dartha Vadera czy tajemniczych Jedi. Nawet w „Mrocznym Widmie” (dla mnie fabularnie słabym) na pierwszy plan wybija się postać Dartha Maula (plus ten nieszczęsny Jar Jar Binks).
Kiedy zaczynałem bawić się grami wideo, wydawało mi się, że to medium nie umożliwia wykreowania ciekawych postaci. Były to jednakże czasy 8-bitów i kalekich pikseli na ekranie. Szczytem złożoności postaci był Perski Książę, którego główną cechą charakteru okazywała się umiejętność skakania (jaką przeżył on ewolucję, sami wiecie).
Potem jednak czasy się nieco zmieniły i bohaterowie gier stawali się coraz bardziej znani. Ciężko jednakże oczekiwać po Mario, że będzie tak złożoną postacią co Doktor Faust. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Koniec końców w grach wideo doczekaliśmy się mnóstwa niesamowitych i bardzo różnorodnych postaci. Któż nie kojarzy wspomnianego już wcześniej Mario, Linka, Duke’a Nukema, Lary Croft czy Master Chiefa? Tyle, że ci wszyscy bohaterowie są nam przedstawiani jakoś tak schematycznie. Koniecznie muszą się od razu zwracać czymś naszą uwagę. W efekcie więcej o głównej postaci Halo dowiedziałem się oglądając zwiastuny niż grając w grę. Szczytem jest już dla mnie sytuacja z najnowszymi przygodami Assassynów, w których zwiastuny budują charakter postaci. Z jednej strony nie mam z tym wielkiego problemu, bo takie filmiki ogląda się świetnie. Tyle tylko, że jak gram, to lubię się wczuć w postać, którą kieruję. Lubię wiedzieć o niej jak najwięcej.
Nie oczekuję rzecz jasna czegoś takiego po strzelance pokroju Modern Warfare. Tu widzę świat oczami wielu postaci i trudno, bym się do nich przyzwyczajał. Każdy z tych bohaterów to w pewnym sensie ledwie przedłużenie lufy karabinu. A nawet niepotrzebnie przyczepione coś do broni, ginące nie wtedy, gdy trzeba, i czasem niesłuchające się gracza.
Co gorsza, wśród nowych bohaterów trudno znaleźć ciekawych schwarzcharakterów. W tym aspekcie mam przed oczami postaci ze starszych gier, a nie z nowych. Dlaczego Altair jest dla mnie bezpłciowy, a o jego przeciwnikach zapominam w kilka chwil? Gdzie podziali się bossowie, których charakter pozostawał w pamięci przez lata? Wciąż przy tym pamiętam Metal Gear Solid i pojedynek Snake’a ze Sniper Wolf. Liquid Snake. Revolver Ocelot. Psycho Mantis. Wszystkie te postaci nieustająco są ze mną. Pamiętam sceny starć z nimi. To nie byli bossowie, których po prostu miałem pokonać. Każdy z nich miał jakąś historię. Był jakoś związany z głównym bohaterem. Zabijając ich czułem zarówno satysfakcję, jak i żal, że muszę się pożegnać z takimi postaciami.
Niewątpliwie ostatnio pojawiają się bohaterowie gier, których warto zapamiętać. Kratos. Nathan Drake. Sam Fisher. Są to postacie, wokół których developerzy budują fabułę, ale także całą akcję promocyjną. Niemniej rzadko się zdarza, by w grze pojawiła się teraz wielowymiarowa postać. Zwykle bohater – czy główny, czy drugoplanowy – to tylko marionetka poddawana ruchom i decyzjom gracza.
Żeby nie było wątpliwości – nie spodziewam się, że gry mają od razu zarzucać nas postaciami tak wielowymiarowymi jak Dracula, Scarlett O’Hara czy Rewizor. Raczej skupiają się na rozrywce i nie mają obowiązku zmuszać nas do rozważań nad moralnością. Niemniej byłoby miło, gdyby od czas do czasu pojawił się produkt z postaciami w stylu wspomnianego Metal Geara. Nawet Enslaved, które ostatnio mnie pod tym względem najbardziej zadowoliło, zaoferowało ledwie dwie postaci z krwi i kości. Przeciwnicy odeszli w zapomnienie. Wiedźmin 2 podąża ciekawym dla mnie tropem, tyle że jest produktem opartym na czyimś pomyśle, a nie dziełem tylko i wyłącznie deweloperów.
Podobnie rzecz się ma z nowym i nieco starszym Batmanem. Tu roi się aż do fajnych postaci. Joker. Riddler. Two-Face. Goście (i gościówy) to bohaterowie wymyśleni na przestrzeni 70 lat przez różnych scenarzystów. Fajnie się wcielić w Batmana. Fajnie własnoręcznie skopać tyłek Jokerowi i pogadać z Catwomen. Tyle że to wszystko postacie przeniesione do świata gier. Bardzo dobrze przeniesione, oddane z sercem i pomysłem – tyle że dalej to tylko „konwersja”.
Czy zatem mam szansę w tej branży napotkać jeszcze jakichś bohaterów z krwi i kości? Czy jest szansa na pojedynki z przeciwnikami, o których mówić będą „przyszłe pokolenia”? Growe medium oferuje niesamowitą rzecz, jaką jest interakcja. Daje graczowi okazję stać się kimś innym i wziąć udział we wciągającej, interaktywnej opowieści. W tym kierunku podążył Heavy Rain, tyle że – jak dla mnie, w kontekście postaci – zabrakło w nim emocjonujących pojedynków z niezapomnianymi bossami. W Uncharted mamy fajnych bohaterów głównych, ciekawych przeciwników, ale z drugiej części zapamiętałem tylko yeti.
Dlatego bardzo wiele obiecuję sobie po postaci z nowego FarCry’a. Prezentacja z E3 zrobiła mi ogromnego smaka. Tyle że znów – więcej o tej postaci wiem zanim zagrałem… czy zatem mam jeszcze szansę na fajnych bohaterów?