Madonna Dolorosa
Tadeusz Miciński
„… żelazny posąg z kolcami do wewnątrz, w którym zamykano przestępcę…”
Coś w mym sercu dziko pęka –
W dzwon uderza ciemna Groza –
i kolczasta dusi ręka –
to Madonna Dolorosa.
W snów mistycznych mym ogrodzie
drga konwulsją Lilia – Roza,
zamrożona lśni mimoza,
a w piekielnym tortur chłodzie
każdą żyłkę w niej przebodzie
Pani królestw – Dolorosa.
Idzie święta w aureoli
z dzieciątkiem na ręku zmarłem –
źrenice puste rozwarłem,
czując, że nic już nie boli.
Zapewne niejeden już raz każdy Mistrz Gry stanął przed problemem opisania graczom sali tortur i sposobów wymierzania kar bądź przesłuchiwania podejrzanych. Dobry opis kaźni dość długo zapada w pamięci niesfornych bohaterów, skorych do burd i podejmowania nieprzemyślanych działań. Żeby taki opis wywarł odpowiednie wrażenie na graczach, należy wcześniej chociaż trochę zapoznać się z tematem. Większość osób ma dość mgliste wyobrażenie o narzędziach tortur stosowanych przez naszych przodków do wydobywania zeznań z podejrzanych i używanych do wymierzania kary ostatecznej. Ogólnie pokutuje pogląd jakoby nasi prapradziadowie byli w tej materii wyjątkowo prymitywni – dyby, szubienica, stos, przypalanie, miecz, topór. Nic bardziej błędnego. Od najdawniejszych czasów ludzie prześcigali się w wymyślaniu coraz to nowszych i bardziej wyrafinowanych metod zadawania bólu bliźnim. Jak mówi przysłowie: “potrzeba matką wynalazku”, a potrzeba na wszelkiego rodzaju narzędzia tortur zawsze była wielka, szczególnie w wiekach mrocznych, kiedy to we wszystkim, co niezrozumiałe doszukiwano się śladów działalności szatana i jego sług, a “pobożni ludzie” gorliwie szukali wszelkich oznak diabelskiej interwencji. Skoro popyt na tego rodzaju rekwizyty był duży to i nic dziwnego, że ówcześni rzemieślnicy wręcz prześcigali się w wszelkiego rodzaju nowinkach w tej dziedzinie. Nie należy także zapominać, że wszelkie nowości były z ciekawością przyjmowane przez gawiedź, dla której publiczna kaźnia skazańca była swego rodzaju formą rozrywki (taki substytut dzisiejszego kina akcji).
Poniższy opis narzędzi tortur i sposobów ich wykorzystania można potraktować jako rozszerzenie artykułu Jacka Komudy Kat i jego warsztat pracy (MiM nr 10). Opis ten nie jest w pełni wyczerpujący – ilość narzędzi tortur wymyślonych przez człowieka jest tak duża, że możnaby napisać o nich całą książkę. Poniżej podajemy tylko te najbardziej popularne i udokumentowane metody przysparzania człowiekowi bólu. Mamy nadzieję, że po lekturze niniejszego artykułu, niektórzy Mistrzowie Gry będą potrafili stworzyć naprawdę niesamowity nastrój zamkowych kazamatów (a w szczególności izby tortur). Wyobraźnia czyni cuda. Czasami wystarczy podejrzanemu tylko pokazać, co go czeka, a będzie bardziej niż chętny do pełnej współpracy.
Zanim rozpoczniemy opis zapowiadanych narzędzi tortur, przyjrzyjmy się najpierw w jaki sposób na początku naszego stulecia definiowano pojęcia kat i tortury.
Kat– Urzędnik ustanowiony jeszcze w wiekach średnich dla wykonywania wyrzeczonych przez sąd wyroków śmierci. Pomocnikami jego są oprawcy, których obowiązkiem jest zdjęcie odzieży z delikwenta, tudzież uprzątnięcie zwłok człowieka straconego. Kat sam zadaje tylko cios śmiertelny, jeżeli karą śmierci było ścięcie. Wykonanie kary hańbiącej, jak obwieszenie, bicie kołem, spalenie, tortury itp., wykonywali sami posługacze kata, czyli oprawcy.
Za Encyklopedią Powszechną S. Orgelbranda (wydanie z roku 1904)
Tortury – W postępowaniu karnym wzbudzanie męczarń, celem wydobycia z obwinionych przyznania się do spełnienia przestępstwa. Widzimy je już w rzymskim postępowaniu sądowym, gdzie je zastosowano z początku jedynie przy badaniu niewolników, później przy przestępstwach stanowiących „crimen majestatis”, a za Justyniana nawet przy zwykłych przestępstwach. W kanonicznym prawie zastosowano tortury, uważając wszelkie odstępstwo od wiary za „crimen majestatis”, stąd przeszły one do Francji i Niemiec, gdzie się uważały za rodzaj Sądu Bożego. W Polsce tortury pojawiły się naprzód w miastach używających niemieckiego prawa.
Za Encyklopedią Powszechną S. Orgelbranda (wydanie z roku 1904)
Skoro już wiemy kim jest kat i czym są tortury, przyjrzyjmy się narzędziom pracy używanym przez kata i oprawców. Na początku wymieńmy te narzędzia, których szczegółowy opis nie jest chyba potrzebny, ponieważ należą niejako do klasyki wyposażenia katowskiego. Są to:
Miecz – używany do wykonywania egzekucji.
Topór – używany do obcinania kończyn i ćwiartowania skazańca.
Maczuga – prymitywne narzędzie służące do łamania kości.
Dyby – klasyczne narzędzie do unieruchamiania drobnych przestępców i wystawiania ich na pokaz publiczny (dyby stosowano za drobniejsze przewinienia).
Kajdany – do krępowania przestępców.
Do klasyki wymierzanych kar należy także piętnowanie (wykonywane publicznie, z wcześniejszym odczytaniem przewinienia).
Czas teraz na opis ciekawszych metod karania przestępców i przesłuchiwania podejrzanych. Proszę zwrócić uwagę, że większość podejrzanych to bogu ducha winni ludzie, którzy przez przypadek wpadli w tryby nieubłaganej maszyny sprawiedliwości. Z naszej obecnej perspektywy, gdy podejrzanemu trzeba najpierw udowodnić winę zanim skaże się go na jakąkolwiek karę, ówczesne metody wydają się szokujące i barbarzyńskie. Nic więc dziwnego, że wiele osób było bardzo nieufnych względem obcych i tak naprawdę mało kto wyrażał swoje prawdziwe poglądy, jeśli różniły się one od powszechnie uznanych norm. Zacznijmy może od tego, o czym chyba każdy choć trochę słyszał – od Prób.
Próby
Próba oznaczała postawienie oskarżonego przed Sądem Bożym. Polegała ona na stosowaniu różnorakich badań, po przebiegu których można było rozstrzygnąć winę lub niewinność ofiary. Uważano, że Bóg nie dopuści do skazania niewinnego i dokona cudu, aby go uratować (wynikało to z bezgranicznej wiary w Najwyższego).
Wśród wielu prób, stosowanych głównie wobec czarownic, znane były między innymi próba stosu i próba rozgrzanego żelaza. Pierwsza z nich polegała na przeprowadzeniu oskarżonej pomiędzy dwoma wysokimi, płonącymi stosami drewna, bądź na zmuszeniu jej do przejścia choćby kilku kroków po rozżarzonych węglach. W drugiej ofiara musiała trzymać rozgrzany do czerwoności pręt. W obu przypadkach o niewinności wnioskowało się po braku śladów oparzeń.
Próba gorącej wody
Oskarżona o czary musiała wydobyć z dna kotła z wrzącą wodą bądź olejem przedmiot (zazwyczaj kamień lub kawałek metalu), wrzucony tam przez śledczego. Kocioł miał takie rozmiary, aby trzeba było zanurzyć rękę co najmniej do łokcia. Niewinność rozpoznawano po braku dolegliwości i śladów oparzeń.
Stosowana w celu ustalania winy podejrzanych o czary. Podejrzanymi o tego rodzaju proceder najczęściej były kobiety. Obwinionej wiązano sznurem ręce i stopy razem, po czym tak skrępowaną wrzucano do wody. Gdy się topiła, była oczyszczona z zarzutów. Gdy zaś pływała, uznawano ją za winną i sądzono.
Wytłumaczenie tak absurdalnej interpretacji wyników próby, wywodziło się z dwóch różnych sposobów myślenia. Pierwszy zakładał, iż czarownice nie toną z powodu tajemniczej siły nabytej od diabła, który je wyposażył w naturę lżejszą (zastosowanie tej teorii znajdujemy także przy próbie wagi). Drugi zakładał, że woda – element natury pochodzący od stwórcy – dzięki swej czystości, wypycha nieludzką, opanowaną przez demona naturę wiedźm.
Próba wagi
Ta próba opierała się na przekonaniu, że uczniowie szatana są dużo lżejsi, niż wynikałoby to z ich budowy fizycznej. Z oskarżonym postępowano w taki oto sposób: wpierw rozbierano go i rewidowano, by sprawdzić, czy nie ukrywa ciężaru. Następnie, na podstawie urzędowych tabel, ustalano jego przybliżoną wagę. Później oskarżonego poddawano ważeniu. Jeśli jego ciężar był zdecydowanie za mały, skazywano go na przesłuchanie w sali tortur, gdzie wyznawał swe winy i zbrodnie dokonane w zmowie z diabłem. W przypadku, gdy ciężar oskarżonego znacznie przekraczał oczekiwaną wagę, śledztwo mogło być automatycznie umorzone.
W niektórych przypadkach na jednej szali wagi sadzano podejrzanego o czary, a na drugiej kładziono Biblię. Wynik ważenia był łatwy do przewidzenia.
Bock lub Kozioł Czarownic
Tę torturę stosowano najczęściej wobec heretyków lub podejrzanych o czary. Znane są dwa rodzaje Kozła Czarownic. Pierwszy, to drewniany kloc w kształcie piramidy. Drugi – trójnóg o ostrym, tnącym czubku, uznawany za mniej śmiertelną wersję. W obu wariantach podejrzanego sadzano okrakiem na przyrządzie tak, że na początku czubek, a później i krawędzie zagłębiały się w ciało, rozrywając narządy ofiary. Prawie zawsze do kostek torturowanego przywiązywano ciężar, a pod stopy stawiano węglowe piecyki lub pochodnie.
Urządzenia tego użyto między innymi w Bormio (Włochy) w 1673 roku. W protokołach procesu zapisano, że oskarżona – Magdalena Lazari – była przez 4 miesiące ofiarą różnych tortur, lecz nie złożyła żadnego zeznania. Czcigodna Rada zdecydowała więc, że należy ją poddać karze siedzenia na koźle przez 15 godzin z możliwością przedłużenia w wypadku braku zeznań. Jak się okazało, przedłużenie męki nie było konieczne. Magdalena Lazari przyznała się do zarzutów już po 3 godzinach. Niestety, musiała znieść kolejne 5 godzin tortury, by potwierdzić prawdziwość „dobrowolnych” zeznań. Ostatecznie została skazana na ścięcie i spalenie na stosie.
Broń strażników więziennych
Do chwytania uciekających, wyłuskiwania przestępców z tłumu lub prowadzenia skazanych np. na przesłuchania wykorzystywano specjalne narzędzia. Jednym z nich był „chwytak” – stalowa obręcz z kolcami do wewnątrz zakończona kleszczami z jednej strony i przymocowana do drzewca z drugiej. Wystarczyło, że strażnik użył tej broni i chwycił skazańca za szyję, by ten potulnie poszedł wszędzie tam, gdzie tylko mu polecono.
Gruszka doustna, doodbytnicza i dopochwowa
Na karę gruszki doustnej skazywano najczęściej heretyków, kaznodziei, bluźnierców i świeckich, którzy wyrażali buntownicze poglądy. Gruszka dopochwowa (większa od swej kuzynki) przeznaczona była do torturowania kobiet, oskarżonych o współżycie z diabłem lub jego uczniami. Natomiast doodbytniczą stosowano wobec winnych sodomii, zwłaszcza homoseksualistów pasywnych.
Narzędzie to wpychano na siłę do ust, odbytu lub pochwy ofiary i za pomocą śruby rozszerzano, aż do rozerwania odpowiednich części ciała. Ostrza, które wystawały z trzech rozszerzających się elementów tego urządzenia, zwiększały zadawany ból.
Hiszpańskie łaskotki
Tego narzędzia, przypominającego widły o zagiętych, ostrych zębach, używano do obcinania kawałek po kawałku ciała ofiary i do obierania kości z mięśni w każdym miejscu ciała: z twarzy, brzucha, krzyża, kończyn, pośladków i piersi.
Kara tronu
To narzędzie składało się z pewnego rodzaju krzesła-dyb, a sarkastycznie nazywano je „tronem”. Ofiarę umieszczano głową w dół, a nogi unieruchamiano drewnianymi kłodami. Była to ulubiona tortura śledczych, ściśle stosujących się do nakazów prawa, które mówiło, że podejrzanego można umieścić na tronie tylko jeden raz podczas całego przesłuchania. Większość śledczych uważała jednak, że kolejne męki ofiary na tym narzędziu to kontynuowanie wcześniejszej tortury. Dlatego też w protokołach śledztw często stwierdzano jednokrotne stosowanie kary tronu, mimo iż trwała czasami nawet do 10 dni. Ponadto nie zostawia ona żadnych śladów, więc nadaje się do długotrwałego torturowania ofiary.
Stosując karę tronu, podejrzanych o czary często poddawano jednocześnie próbie wody lub rozgrzanego żelaza.
Koło
Najbardziej chyba powszechne narzędzie, przy użyciu którego zarówno torturowano jak i wykonywano karę główną. Zastosowanie przebiegało w dwóch oddzielnych lecz równie bolesnych fazach.
Pierwsza polegała na łamaniu jak największej ilości kości i stawów, przy użyciu małego koła wyposażonego w różne metalowe końcówki, umieszczone po stronie zewnętrznej.
Później, po wydaniu wyroku śmierci, wykonywano drugą fazę: zmaltretowane ciało wciągano na wysoki pal z kołem do wozu na szczycie, i tam przestępca umierał, długą i bolesną śmiercią.
Kotwica pokory
To narzędzie tortur zostało sprowadzone do Polski przez Krzyżaków, którzy stosowali je w lochach swych zamków, między innymi w Malborku i Kwidzyniu. Wyglądem przypominało ono kotwicę i uniemożliwiało poddawanemu męce przyjęcie jakiejkolwiek naturalnej pozycji, co zaś powodowało niezwykły ból kręgosłupa. Należy dodać, że upokarzająca pozycja odbierała „ducha” torturowanemu, czyniąc go uległym wobec oprawcy. Dodatkową mękę powodowały głebokie rany, które powstawały na skutek zakucia w metalowe kajdany. Obrażenia te często prowadziły do zakażenia, a następnie do śmierci, co nie było niczym niezwykłym przy uwczesnym stanie lecznictwa.
Krzesło czarownic
Krzesła inkwizytorskie, powszechnie znane pod nazwą krzeseł czarownic, były bardzo cenionymi środkami, dzięki którym łamano wolę uparcie milczących kobiet, oskarżonych o uprawianie czarów. Miały one różne wymiary, kształty i fantastyczne odmiany. Wszystkie były jednak wyposażone w kolce i zapięcia, utrzymujące ofiarę w bezruchu. Niektóre z wersji posiadały również siedzenia z żelaza, które można było rozgrzać do czerwoności. Po złożeniu zeznań ofiara pozostawała na krześle jeszcze przez jakiś czas – była to niejako kara główna za jej grzechy i zbrodnie.
W 1693 roku w Gutenkag (Austria) odbył się proces, któremu przewodniczył sędzia Wolf von Lapertish. Oskarżoną była 57-letnia Maria Wukinetz, której zarzucano wykorzystywanie czarnej magii i korzystanie z zaklęć. Kobietę trzymano na krześle 11 dni i 11 nocy bez przerwy, a jednocześnie przypalano jej stopy rozgrzaną płytą żelaza zwaną insletplaster. Maria Wukinetz, doprowadzona bólem do szaleństwa, zmarła nie przyznając się do stawianych jej zarzutów.
Łamacz kolan
Urządzenie działające na zasadzie zgniatacza. Obydwie belki zgniatające, regulowane pokrętłem śrubowym, zaopatrzone były w ostre kolce. Tego typu łamacze używane były do druzgotania stawów łokci i kolan. Ostrza, zwłaszcza przy przedłużonym stosowaniu, bezpowrotnie niszczyły stawy.
Ława do wyciągania
Było to chyba najczęściej stosowane narzędzie, które znajdowało się w prawie każdej sali tortur. Składało się przede wszystkim z pryczy, na której kładziono skazańca z unieruchomionymi nogami lub rękami. Następnie, za pomocą kołowrota i lin, wyciągano go aż do rozdarcia mięśni, powodując ból nie do zniesienia. Niektóre z ław były również wyposażone w nabijane kolcami wałki – uznawano je za urządzenia dość wyrafinowane. Często kat przypalał ofiarę, by podrażnić unerwienie mięśni. Czasem unieruchomionego torturowano kleszczami, wyrywając sutki lub szarpiąc inne, wrażliwe części ciała, bądź dręczono rozżarzonym żelazem.
Malezyjski trzewik
Stopę przestępcy wkładano pomiędzy ściski urządzenia, które przypominało wielkie imadło. Każde zaprzeczenie lub fałszywe zeznanie karano przykręceniem śruby, a co za tym idzie – zwiększeniem zadawanego bólu. W końcu ból stawał się nie do wytrzymania nawet dla osób bardzo odpornych. Czasem posuwano się nawet do miażdżenia kości.
Maska Hańby
Maski Niesławy nakazywano nosić publicznie całymi dniami, aby zademonstrować tym samym społeczności, że winny płaci za swoje przewinienia.
Tego typu maski istniały w wiekach XVI do XIX w wielu postaciach. Niektóre wykonane w formie artystycznej, używane były do karania tych, którzy zwrócili się słownie przeciw porządkowi konstytucyjnemu, obyczajom bądź obowiązującej dominacji mężczyzn – a więc przeciw obowiązującemu status quo. Tak również karano kobiety, które pozwoliły sobie na sprzeciwienie się swojemu „panu”, tj. mężowi, oraz nonkonformistów, winnych wykroczenia przeciw władzy kościelnej.
Większość karanych stanowiły kobiety, gdyż w owych czasach obowiązywała zasada muler taceat in ecclesia (kobieta w kościele milczy), którą rozciągano również na świecką sferę życia.
Wiele masek wyposażonych było w ukryte od strony wewnętrznej kolce i ostrza, zdolne ranić twarz.
Nabijanie na pal
Była to jedna z najbardziej okrutnych i prymitywnych kar o pochodzeniu asyryjsko-babilońskim, typowa dla krajów blisko-wschodnich. Turcy stosowali ją na porządku dziennym, podczas wojen z „niewiernymi”. Skazywali na nią jeńców, wziętych do niewoli z bronią w ręku. Była to forma ostrzeżenia i przestrogi, a jednocześnie okrutna kara. Ofiary pozbawiano odzienia i dokładnie nawlekano na cienkie, naostrzone pale. Następnie ozdabiano nimi mury zdobytych fortec lub drogi. Często też pale stawiano przed miastami, które zdobywano, aby w ten sposób osłabić ducha walczących. Wydaje się być nieprawdopodobne, że ofiary tej tortury mogły umierać nawet przez kilkanaście dni.
Chyba najbardziej znanym i najznamienitszym „nabijaczem” był Vlad Tepec, zwany Drakulą. Wsławił się on wbiciem na pal tysięcy Turków, którzy najechali jego ziemie.
Obręcz z dzwoneczkiem
Skazany zmuszony był nosić na szyi obręcz, do której przymocowany był brzmiący donośnie dzwoneczek. W ten sposób nawet osoby całkowicie pozbawione wyobraźni poznawały skutki złego postępowania. Ten rodzaj kary należał do bogatego asortymentu tortur psychicznych – nikt przecież nie lubi być publicznie napiętnowany jako przestępca.
Pas obezwładniający
Ten praprzodek dzisiejszego „kaftanu bezpieczeństwa”, bogatszy o metalową obręcz na szyję, służył odebraniu oskarżonemu możliwości oraz chęci stawiania oporu więziennym strażnikom.
Podkreślić należy pewien istotny fakt, iż tego typu zakucia w metal wywoływały tworzenie się głębokich ran, co przy ówczesnym stanie higieny mogło prowadzić do zakażenia krwi, a w konsekwencji do śmierci.
Piła
Zwykła czteroręczna piła do drewna, którą skazaniec, zawieszony głową do dołu i z nogami w rozkroku, przywiązanymi do belek rusztowania, był cięty aż do całkowitego przepołowienia. Taka pozycja gwarantowała dobry dopływ krwi do mózgu, dzięki czemu ofiara pozostawała świadoma niezmiernie długo.
Śmierć w męczarniach przy przepoławianiu była chyba najgorszą ze wszystkich rodzajów kaźni, gorsza nawet od śmierci na stosie.
We Francji sędziowie upodobali sobie to narzędzie do karania czarownic, które stały się brzemienne podczas udziału w sabatach, za sprawą diabelskich inkubów bądź też samego szatana.
Podwójny Zgniatacz Głowy
Urządzenie to składało się z dwóch bliźniaczych zacisków na głowę, regulowanych za pomocą jednego pokrętła śrubowego. Używano go, gdy zaistniała potrzeba skonfrontowania dwóch różnych zeznań, dotyczących tego samego faktu. W efekcie osoba mniej wytrzymała na ból zmieniała zeznania szybciej niż druga, poddawana tej samej torturze.
W przypadku, gdy zachodziła różnica pochodzenia społecznego, osobę nisko urodzoną brano na męki, podczas gdy szlachetnie urodzonej fundowano jedynie pokaz funkcjonowania tego narzędzia. W ten sposób pozwalano szlachcie na składanie zeznań bez uciekania się do poddawania jej tak okrutnym torturom.
Rozszarpywanie piersi
Kat rozgrzewał do czerwoności cztery końce żelaznych cęgów, po czym wyszarpywał nimi ciało z piersi. W kilku regionach Francji i Niemiec narzędzie, którego używano stosując tę torturę, aż do XVIII wieku nosiło nazwę „tarantuli” lub „hiszpańskiego pająka”. Rozszarpywano nim piersi niezamężnych matek lub kobiet, które winne były sztucznego poronienia.
Rozżarzone cęgi i szczypce
Rozżarzone cęgi, szczypce i nożyce stanowiły podstawowe wyposażenie każdego oprawcy. Szczypiec o rurkowatym kształcie używano do wyrywania bądź wyłamywania palców u rąk i nóg lub do wyrywania penisa. Okaleczeń tych dokonywano z powodu konspirowania i zbrodni obrazy majestatu.
Ruszt
Powszechnie stosowany do wymuszania zeznań. Ruszt był prostą konstrukcją z metalowych prętów, przypominającą łoże z metalowymi obręczami do krępowania ofiary. Podejrzanego przypiekano na ruszcie wierząc, że wzbudzi się w nim szczerą skruchę i nakłoni do wyznania win oraz wskazania innych winnych. Pozyskane w ten sposób zeznania służyły do konstruowania oskarżeń w stosunku do następnych potencjalnych ofiar. I tak machina sprawiedliwości mogła funkcjonować bez zbytnich przestojów.
Stos
Skazanych za czary czekała tylko jedna kara, uważana za właściwą – śmierć w oczyszczających płomieniach. Ustalenie liczby osób, które zginęły właśnie w ten sposób jest niemożliwe. Hipotezy mówią o 70 tysiącach, 450 tysiącach, a nawet o 9,5 milionie.
Palenie na stosie przyjmowało różne postacie. Czasem pośrodku stosu drewna stawiano krzesło, na którym sadzano skazańca. Kiedy indziej ofiarę przybijano do krzyża górującego nad stosem. Zdarzało się również, że ubranie i ciało skazańca pokrywano smołą, a później podpalano. Jednakże najczęściej stosowano zwykły stos, znany nam dobrze z filmów i książek. W takim przypadku ofiarę przywiązywano do pala, zatkniętego ponad stosem drewna (wersja widowiskowa), bądź też stawiano ją w dole stosu i obkładano wiązkami drewna (powszechna).
Za wielkoduszność sędziów uważano ścięcie lub uduszenie skazańca przed spaleniem go. Tego „zaszczytu” mogli jednak dostąpić tylko ci grzesznicy, którzy wyrazili szczery i głęboki żal za swe czyny. Zdarzało się również, że kaci sami podejmowali decyzję o uduszeniu ofiary, zanim podpalili stos.
Szaty pokutnicze
Była to powszechnie stosowana kara psychiczna, na którą skazywano sprawców lekkich przestępstw. Skazańcy musieli nosić specjalne suknie pokutnicze przez określony karą czas. Częstokroć zakładano im również na szyję różańce z kamienia bądź żelaza.
Idący na śmierć zakładali zupełnie inne szaty, których noszenie miało oznaczać żal za grzechy. Te suknie zdobiono rysunkami stosów, demonicznymi symbolami lub scenami przestępstw.
Tortura wody
Podejrzanego kładziono na specjalnym przyrządzie, który znany był pod nazwą „stojak” lub „żądło” (jedną z jego odmian była łukowato wygięta prycz). Następnie przywiązywano go za ręce i nogi do końców urządzenia. Dopiero wtedy oprawca przystępował do tortury wody, która mogła przebiegać w różnoraki sposób. Pierwszy z nich polegał na zmuszeniu ofiary do wypicia nieprawdopodobnych ilości wody (dokonywano tego za pomocą lejka) i biciu jej po wzdętym i napiętym przez łoże brzuchu.
Drugi ze sposobów był bardziej wyrafinowany. W tym przypadku do gardła torturowanego, tak głęboko, jak to tylko było możliwe, wprowadzano pasma lnu, które następnie powoli nasączano wodą. Włókna, chłonąc ciecz, zwiększały swą objętość i dusiły ofiarę. Jeśli to nie wystarczało, gwałtownie wyszarpywano pasma, powodując bolesne obrażenia wewnętrzne. Oczywiście lniane włókna można było wprowadzić do gardła ponownie.
Ostatnia, najprostsza wersja, polegała na podstawieniu przywiązanej do stojaka ofiary pod strumieniem lodowatej wody, która płynęła nieprzerwanie przez wiele godzin.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że w każdym przypadku mękę uznawano za „lekką”, a zeznania otrzymane dzięki jej użyciu, określano w dokumentach procesów jako „spontaniczne oraz dobrowolne” i uzyskane „bez zastosowania tortur”.
Widełki heretyków
To zaskakująco proste urządzenie (przypominające widelec, zakończony z dwóch stron ostrzami) przyczepiano do szyi ofiary za pomocą skórzanej opaski. Cztery ostrza, które wbijały się w podbródek i tors ofiary przy każdym jej ruchu, wywoływały uciążliwy ból. Widełki umożliwiały zdobycie w krótkim czasie przyznania się do stawianych zarzutów. Stosowano je najczęściej w stosunku do podejrzanych o herezję, czary lub pospolite przestępstwa.
Wieszanie za ręce
Tortura ta, najbardziej rozpowszechniona i stosowana w procesach o czary, uważana była za lekką i łagodną. Oskarżonej wiązano ręce na plecach w nadgarstkach, a następnie za pomocą sznura łączono je z kołowrotem i podciągano ofiarę do góry. W celu uczynienia przesłuchania mniej lekkim, przymocowywano do nóg ciężarki lub szarpano ciało rozżarzonymi obcęgami. Ponieważ tortura ta nie przynosiła wyczerpujących i zadowalających zeznań, sędziowie dość często orzekali, że czarownice posługują się specjalnymi czarami, dającymi im odporność na ten rodzaj męki.
Przytoczmy tu jeden ze wstrząsających przypadków całej serii łączących się ze sobą procesów, mający miejsce w Monachium, na początku XVII wieku, w wyniku których skazano i wykonano wyroki na jedenastu osobach. Sześcioro z nich torturowano wielokrotnie rozgrzanym żelazem. Jednej z kobiet rozcięto brzuch. Pięcioro łamano kołem, a jedna zmarła nabita na pal. Torturowani wskazali dalsze dwadzieścia jeden osób, których proces odbył się w Tattenwag. Wśród oskarżonych była cała rodzina, ciesząca się doskonałą reputacją. Ojciec zmarł w więzieniu. Matka, po jedenastokrotnym poddaniu torturze wieszania za ręce, złożyła w końcu wyczerpujące zeznania. Dwudziestoletnia córka – Agnieszka – pomimo wielokrotnego poddawania opisywanej męce, okazywała stoicki spokój i nic nie wyznała, wybaczając jedynie swoim oprawcom i tym, którzy oskarżyli ją niesłusznie. Jednak wkrótce, po wielokrotnym pobycie w sali tortur, przedstawiono jej zeznania matki. Po nieudanej próbie popełnienia samobójstwa, dziewczyna przyznała się do popełnienia zbrodni każdego rodzaju. Między innymi do tego, iż od ósmego roku życia spółkowała z diabłem, zjadła serca trzydziestu dzieci, brała udział w sabatach, wywoływała burze, zabiła wiele osób i wyrzekła się Boga. Matka i córka skazane zostały na stos.
Zgniatacz dłoni
Stosowany przy konfrontacji sprzecznych zeznań. Umieszczeni twarzą jeden do drugiego przesłuchiwani w spornej sprawie, poddawani byli miażdżeniu dłoni umieszczonych między metalowymi sztabami. Egzekutor nakazywał stopniowe dokręcanie śruby. Winny kłamstwa miał poddać się jako pierwszy, w tej szczególnej „próbie prawdy”.
Zgniatacz głowy
Instrument ten, o którym dowiadujemy się już ze źródeł średniowiecznych, cieszył się dużym uznaniem, zwłaszcza w północnych Niemczech. Jego działanie jest niezwykle proste. Głowę ofiary umieszczano pomiędzy dolną belką a czaszą opuszczaną za pomocą mechanizmu śrubowego. Jako pierwsze ulegały zgnieceniu szczęki i kości policzkowe, później zaś puszka mózgowa. Z upływem czasu narzędzie to straciło swe znaczenie uśmiercające, a stało się często używane przy przesłuchaniu. Ofiary stawały się na ogół gotowe do współpracy już po kilku obrotach śruby.
Zgniatacz kciuków
Zgniatacz palców jest jedną z prostszych, lecz skutecznych tortur znanych i używanych już w starożytności. Służyło do tego proste urządzenie, przypominające trochę zgniatarkę do miażdżenia orzechów, tyle tylko, że wyprofilowaną w taki sposób, aby można było oddziaływać na wszystkie palce przesłuchiwanego.
Żelazne buty
Ten oryginalny but pozwalał poprzez stopniowe dokręcanie śruby na wywoływanie silnego nacisku na piszczel, co zmuszało przesłuchiwanego do przyznania się do win, także tych niepopełnionych. Niekiedy zmuszano przesłuchiwanego do chodzenia, co zwielokrotniało jeszcze jego cierpienie.
Żelazne kierpce
Pochodzą z Austrii, z końca XVII wieku. Są to buty wykonane z metalu o regulowanym śrubą rozmiarze, który wynikał z powagi wykroczenia osobnika zmuszonego do poruszania się w nich przez określony wyrokiem czas. Dzwoneczek, umieszczany na ogół na nosku buta, swym dźwiękiem zwracał uwagę przechodniów na odbywającego karę, cierpiącego z powodu obuwia o parę numerów mniejszego niż zwykł nosić.
Oczywistym jest fakt, że jakakolwiek próba samowolnego uwolnienia się, wywołałaby eskalację kar. Z drugiej strony, pokorne dopełnienie wyroku na ulicach miasta zaoszczędzało czas i fatygę oprawców.
Żelazny knebel lub kaganiec
Narzędzie to tłumiło krzyk torturowanego, który mógł przeszkadzać śledczym.
Stalową tubę, umieszczoną na obręczy, zakładano ofierze na usta, zaciskając rzemieniem na karku. Pośrodku metalowego knebla znajdował się niewielki otwór przepuszczający powietrze, który mógł być zatkany palcem, zależnie od woli oprawcy, powodując uduszenie ofiary.
Knebel był często używany w stosunku do skazanych na stos, szczególnie w czasie wielkich publicznych ceremonii zwanych auto dafe, kiedy to palono heretyków całymi dziesiątkami. W ten sposób wykluczało się możliwość, iż krzyki palonych zagłuszyłyby święte śpiewy.
W roku 1600 na Campo dei Fiori w Rzymie, został spalony żywcem Giordano Bruno, winny przestępstwa bycia zbyt postępowym jak na swoje czasy. Skazaniec miał na twarzy kaganiec zaopatrzony w dwa ostrza, z których jedno przebijało język i wychodziło podbródkiem, drugie zaś zagłębiało się w podniebienie.
Do ciekawostek tej epoki należą także osławione pasy cnoty. Tradycja mówi, że pasy te chroniły cnotę żon krzyżowców, którzy wyruszyli do Ziemi Świętej. Jest to jednak możliwe tylko na kilka dni, gdyż kobiety ulegałyby nieuniknionym w tych warunkach infekcjom – metalowe krawędzie powodowały bowiem obrażenia – które pogarszałyby niemożność zachowania higieny intymnej. Wydaje się, że pasy służyły przeważnie tym przedstawicielkom słabej płci, które chciały uchronić się przed gwałtem, np. podczas postoju wojsk, podróży lub noclegów w gospodach. Tak więc kobiety same, z własnej inicjatywy, zakuwały się w te niezbyt wygodne urządzenia, co z pewnością należy traktować jako dobrowolną, choć dosyć bolesną torturę.