Moda, panie sierżancie!

Podczas wizyty na tegorocznym Gamescomie, który ledwo co się zakończył, natchnęła mnie dziwna i niepokojąca myśl. Po kilku chwilach doszedłem do wniosku, że w zasadzie nie jest to nic odkrywczego ani zaskakującego. Rankiem zaś, uznałem, że myśl moja wartą podzielenia jest bo jest.

Na tegoroczny Gamescom przybyło ponoć 275 000 osób. W sobotę ścisk był niesamowity, na trzech wychodzących wpuszczano tylko jedną osobę. Przejście z hali do hali wymagało mocnych łokci i szerokich bar oraz wytrzymałości. W niedzielę nieco się rozluźniło.

Tysiące tychże ludzi przybyło do Kolonii obejrzeć najnowsze osiągnięcia growej rozrywki. Do Battlefielda 3 kolejka ciągnęła się ponoć na 9 godzin stania. Przedstawiciele firmy Electronic Arts rozważali dostarczanie kanapek i wody, bo z kolejki wyjść było naprawdę trudno (mało kto zresztą decydował się na coś takiego). Call of Duty Modern Warfare 3 nie było aż tak oblegane. Widać moda na grę firmy DICE w tych okolicznościach przyrody została lepiej wykreowana.

Właśnie, moda. Branżą grową, podobnie zresztą jak filmową, bardzo rządzi moda. Przez dwa Gamescomowe poprzednie lata mieliśmy do czynienia z przeróżnymi wersjami Guitar Hero czy Rock Banda. A w tym roku – rachu ciachu i już nie ma. Pojawiły się jakieś gry taneczne, ale nawet Singstara nie dostrzegłem. Moda na produkty typu rythm game przeminęła. I zapewne za jakiś czas zostanie odświeżona, bo kasy te produkty przyniosły naprawdę mnóstwo. Niemniej zaczęły one pożerać własny ogon, stawały się coraz bardziej i bardziej wtórne, bo przecież trudno wykombinować coś nowego w tym obszarze.

Natomiast moda na strzelanki ma się naprawdę nieźle. W Kolonii poza BF3 i MW3 pojawiły się takie tytuły jak Borderlands 2, Pray 2, Darkness 2 czy Far Cry 3. Wszędzie jakaś liczba po tytule, czasem jeszcze podtytuł. A jeśli dodać do tej listy GoldenEye 007 Reloaded robi się w ogóle ciekawie. Przed laty ta strzelanka na Nintendo 64 była wydarzeniem bezprecedensowym. Rzec można wręcz, że rozpoczęła modowy trend tworzenia FPSów na konsole. Dopiero potem nastały czasy takich hitów jak Halo czy Killzone. A ta odsłona, sygnowana podtytułem Reloaded, jest – rzec można – remakem remake’u, albowiem jakoś rok temu pojawiła się wersja tejże gry na Wii. Oczywiście ta nowa-stara odsłona wykorzystywała wizerunek Daniela Craiga, czyli nowego Bond-aktora, a także zmieniała wszystkie archaiczne dziś rozwiązania. Niemniej twórcy szczycili się odtwarzanie klimatów z czasów N64. Jak się ma do tego Reloaded? Jest to wersja gry przeniesiona z Wii na konsole Playstation 3 i Xbox 360. Moda na strzelanki sprawiła, że odgrzebano starą strzelankę, by zrobić nową strzelankę… Czyż nie jest to urok pożerania własnego ogona?

Pomyślałem sobie zatem, czy strzelanki mogą w ogóle pożreć własny ogon? Czy za trzy-pięć lat zapomnimy o nich, tak jak teraz w zapomnienie poszły plastikowe gitary i perkusje? Czy stanie się z nimi to samo, co z przygodówkami, które przed laty były chyba najpopularniejszym gatunkiem, a teraz ich elementy pojawiają się w różnych produkcjach? Tak samo z klasycznymi, baldruowymi cRPGami. Najnowsze produkcje mieszają gatunki, w Borderlands mamy rozwój postaci i klasy, a w Pray 2 otwarty świat niczym w sandboxie. Czy to kolejna moda? Moda na mieszanie gatunków? Moda, którą w pewnym sensie ofiarą padła seria Mass Effect, która najpierw była dość klasyczną produkcją fabularną, by potem przemienić w strzelankę. Jeżeli wierzyć twórcom, to zapowiedzieli oni, że cześć trzecia będzie bardziej RPGowa i bardziej strzelankowa zarazem – a przynajmniej takie wrażenie odniosłem podczas Gamescomu.

Rozmawiając z kolegami z branży wszyscy mieliśmy podobne wrażenie – ciężko znaleźć jakąś dużą nowość na tych targach. Tytuł, który zapowiada się na nowe objawienie. Zabrakło czegoś przełomowego. Przed laty pojawiało się więcej nietypowych produkcji. Na E3 Ubisoft eksperymentował z tytułami w oddychanie, a Microsoft próbował odmienić wirtualną rozrywkę za sprawą Milo – oba projekty zostały pogrzebane i zapomniane. Developerzy dziś chyba bardzo obawiają się ryzykować, eksplorować nowe kierunki rozwoju.

Jedyny projekt, który wydawał się nosić znamiona nowiki, a na który w Kolonii natrafiłem, nosił tytuł Skylanders, ale uzupełniono go już o podtytuł: Spyro’s Adventure. Zatem i tu nowość oprawiono w znane ramy niebieskiego smoczka.

Sam pomysł na Skylanders jest też pewną kombinacją kilku koncepcji. Zacznijmy od tego, że mamy portal – plastikową podstawkę – połączony z konsolą. Na tymże portalu stawiamy jedną z ponad 30 figurek, a wówczas w grze pojawia się postać symbolizowana przez rzeczoną miniaturkę. I tą postacią kierujemy. Póki co jest to pewna modyfikacja Eye of Judgement, w którym to tytule ożywialiśmy postaci ze specjalnych kart. Niemniej tu pojawia się nowinka. Stan rozwoju postaci będzie zachowany w figurce – wszelkie złoto, doświadczenie, moce itp. Takąż figurkę możemy wrzucić do plecaka, pójść do znajomego i postawić na jego portalu, by nasza postać pojawiła się w jego grze w stanie, w jakim opuściła naszą. Co więcej, nie ma znaczenia, czy ja gram na PS3, a znajomy na Xboxie360, Wii czy 3DSie. I to naprawdę mi się spodobało. Było czymś nowym w otoczeniu męczących mód. Oczywiście ta nowość była obarczona wadą ceny – każda figurka będzie kosztowała ok. 7 Euro, a do gry dołączone będą tylko 3, a nadto sprzedaż niektórych będzie ekskluzywna dla konsoli. Twórcy zatem chcą wymusić kolekcjonowanie ładnie wyglądających figurek, które ewentualnie będą miały zastosowania w grze. Czy tak powstanie nowa moda? Nikt nie wierzył w sukces Magic The Gathering, a jednak…