Polski Wiking (2016)

Odważny, mężny i rodzinny. Pół Polak, pół Belg. A przy tym Dziecko z Gwiazd. Jego przygody śledzą setki tysięcy czytelników w całej Europie od lat 70. Powstał w wyobraźni Jeana Van Hamme’a, ale wygląd zyskał dzięki Grzegorzowi Rosińskiemu.

„Thorgal” pojawił się po raz pierwszy w belgijskim magazynie komiksowym „Tintin” w 1977 roku. Od tego czasu ukazało się aż 35 tomów głównej serii oraz kilkanaście pobocznych. Przez większość z tych niemal 40 lat istnienia cykl tworzył niezwykły duet: polski rysownik i belgijski scenarzysta. To im zawdzięczamy niezwykłe przygody Thorgala Aegirssona, który wychowuje się wśród wikingów, choć nie jest jednym z nich. To ten twórczy tandem powołał do życia mnóstwo ciekawych postaci towarzyszących głównemu bohaterowi – począwszy od jego ukochanej, Aarici, poprzez okrutną i przebiegłą Kriss de Valnor, aż po króla wikingów, Gandalfa Szalonego.

Nietypowy bohater

Tytułowy bohater serii jest silny i inteligentny, a przy tym uczciwy. Nie jest typowym wojownikiem czy czarodziejem choćby z tego powodu, iż odczuwa wielką niechęć do przemocy. Kocha swą rodzinę na śmierć i życie, gotów poświęcić dla żony oraz dzieci wszystko. Jego przygody toczą się nie tylko w świecie ludzi, ale również pomiędzy bogami, a nawet pośród gwiazd. Skąd tak niezwykła popularność komiksu o nietypowym bohaterze – i to nie tylko w Polsce, ale i w niemal całej Europie?

– Odpowiedź na to pytanie jest dość prosta – mówi mi Szymon Holcman, wydawca komiksów i publicysta. – Bo to doskonale napisana rzecz. Z bardzo wyrazistymi bohaterami na planie pierwszym oraz z całą masą niezwykłych postaci, które wokół nich orbitują. Ze świetnie napisaną fabułą. Zaryzykowałbym tezę, że powiedzmy pierwsze 18 tomów „Thorgala” to idealny telewizyjny serial według współczesnych standardów. Mógłby pięknie zastąpić „Grę o tron” po jej ostatnim sezonie.

– Popularność wprost wynika z uniwersalności i ponadczasowości serii. Tu liczą się charaktery postaci, a nie aluzje kulturowe czy polityczne – uzupełnia Kamil Śmiałowski, krytyk, dziennikarz i publicysta komiksowy oraz filmowy, scenarzysta komiksowy, redaktor naczelny serwisu naekranie.pl.

– W Polsce „Thorgal” to rodzaj komiksowej tradycji – zauważa Tomasz Kołodziejczak, redaktor naczelny Klubu Świata Komiksu wydawnictwa Egmont, w którym ukazuje się seria o dziecku z gwiazd. – W latach 70. pojawił się w czasopiśmie „Relax”, a dekadę później w postaci albumów publikowanych przez Orbitę czy KAW. Miały one wówczas ogromne nakłady, więc tę serię każdy miłośnik komiksów znał. To zresztą nic niezwykłego, bo przecież w całej Europie oraz w Stanach Zjednoczonych triumfy święcą cykle wydawane od lat. Nie bez znaczenia w naszym kraju jest również postać rysownika. Rosiński to mistrz, który osiągnął światowy sukces. A to zawsze przyciąga.

Dobre, bo nie-polskie?

Zanim Rosiński trafił do Belgii, tworzył ilustracje książkowe, rysował komiksy w seriach „Legendarna historia Polski” czy „Kapitan Żbik”. Był także dyrektorem artystycznym dziś kultowego magazynu „Relax”. Kiedy spotkał Van Hamme’a, ten stawiał pierwsze kroki jako pełnoetatowy scenarzysta, mający już za sobą debiut i kilka ciepło przyjętych dzieł, w tym wysoko ocenianą „Historia bez bohatera”. Wspólnie wykreowali zupełnie nową jakość za sprawą cyklu fantasy wykorzystującego nordycką mitologię.

– W latach 70. – przypomina Szymon – ze względów na obowiązującą wówczas cenzurę Rosiński i Van Hamme, chcąc razem pracować, musieli wymyślić historie, które nie będą się odnosiły do polskiej rzeczywistości. Bez religii, bez ideologii itd.

– W „Thorgalu” w zasadzie nie ma polskich elementów – dodaje Kamil. – Kiedy Rosiński i Van Hamme zaczynali, cokolwiek polskiego mogłoby być źle widziane, przeinterpretowane przez władze PRL. Lepiej i zdrowiej było stworzyć fabułę toczącą się gdzie indziej i kiedy indziej. Koniec końców Thorgal trafił na tereny dzisiejszej Polski, ale to wiele lat i tomów później…

– Siłą serii jest uniwersalna opowieść o bezpieczeństwie, wolności i miłości – zauważa Tomasz. – Ale warto przypomnieć, że to historia człowiek żyjącego w niebezpiecznej rzeczywistości, wciąż zagrożonego przez możnych tego świata. On chce się po prostu zaszyć w bezpiecznym miejscu i przetrwać, spokojnie żyć z rodziną i przyjaciółmi. Wielu ludzi tak właśnie – w latach 70. i 80. – pragnęło przetrwać ten cały komunistyczny syf, więc może podświadomie i to nas zbliżało do Thorgala…

Szkoda, że tylko komiks…

„Thorgal” – w odróżnieniu od polskiego „Wiedźmina” – nie doczekał się spektakularnej gry wideo i nie przebił na wielkie ekrany, choć pojawiło się ciekawie zrobione polskie słuchowisko czy powieściowe adaptacje dwu albumów. Historia przyciągająca tak wielu czytelników powinna jednak zwrócić uwagę filmowców. Ale póki co dzieło Rosińskiego i Van Hamme’a nie przyciąga uwagi Hollywoodu…

– Prawa do ekranizacji co kilka lat są odnawiane, ale nikt z tym nic nie robi – mówi Kamil. – Tworzenie wielkich multimedialnych uniwersów to kwestia zarówno dobrego materiału, jak i szczęścia. Jak widać „Thorgal” na razie tego drugiego nie miał. Ale wciąż jeszcze są szanse…

– To nie „Thorgal” miał pecha, tylko „Wiedźmin” miał szczęście – zauważa Tomasz. – Pamiętajmy, że europejski komiks, poza seriami takimi jak Asteriks, Tintin czy Smerfy, prawie wcale nie przebił się do światowej popkultury. Ale we Francji poza grą komputerową pojawiła się też muzyka inspirowana komiksem. Dostępne są piękne figurki. W Polsce wydaliśmy kolekcjonerską grę karcianą.

– Jestem pewien, że w rękach utalentowanego filmowca „Thorgal” ma olbrzymie szanse stać się świetnym serialem czy filmem – przekonuje Szymon. – Jest tylko jeden problem: pieniądze. „Thorgal” bez wątpienia musiałby być widowiskiem wysokobudżetowym, a w Europie, gdzie seria jest najpopularniejsza, cały czas jesteśmy daleko w tyle za Stanami, jeśli chodzi o realizację takich produkcji.

Wiele cykli w jednej serii

Począwszy od 2010 roku poza główną serią opowieści o Thorgalu pojawiły się także cykle poboczne, których nie rysuje już Rosiński.

– Tak się dziś robi popkulturę – przypomina Kamil. – Wielki sukces należy skonsumować kilkakrotnie. „Thorgala” można, ba! należy zmienić w coś większego i jak widać próba okazała się częściowo udana. Tak czy inaczej, bez wątpienia lepiej mieć więcej „Thorgala” niż mniej.

– Trzeba też pamiętać, że na komiksowym rynku frankofońskim nie jest niczym niezwykłym rysowanie tomu przez rok, dwa, a nawet trzy lata – uzupełnia Tomasz. – To we współczesnym świecie bardzo długo. Dlatego też wiele serii ma kilku rysowników czy scenarzystów.

W przypadku „Thorgala” scenarzysta też się zmienił, albowiem od 30 albumu serię wpierw przejął Yves Sente, a potem Xavier Dorison.

– Ja do serii straciłem serce na tomie „Królestwo pod piaskiem” – mówi Szymon. – W tamtym okresie stracił je również wybitny przecież scenarzysta Van Hamme. Kolejni nie byli w stanie udźwignąć ciężaru. Serie poboczne pojawiły się jakieś 10 lat za późno. Według mnie raczej aby ratować główną serię czy całą markę zamiast kapitalizować jej popularność w szczytowym momencie.

– Jak w każdym cyklu tak i w „Thorgalu” zdarzają się lepsze i gorsze historie – dodaje Tomasz. – Ale miłośnicy starszych tomów powinni choćby przeczytać komiks „Runa”, czyli trzeci album w serii pobocznej „Młodzieńcze lata”, który zrobił na mnie wielkie wrażenie. Warto też zobaczyć, jak mistrz Rosiński zmienia warsztat, jak bawi się konwencjami plastycznymi, jak szuka nowych wyzwań dla siebie…

Nie tylko „Thorgal”

Komiksowy duet Rosiński-Van Hamme połączyli swe siły nie tylko na potrzeby opowieści o niezwykłym Wikingu. To również im zawdzięczamy „Szninkla” – wydaną wpierw w wersji czarno-białej (koniec lat 80.), a potem kolorowej (początek XXI wieku) opowieść o planecie, na której bezustannie toczy się wojna między trzema nieśmiertelnymi. Głównym bohaterem jest J’on, tytułowy szninkiel (to rasa nieco przypominająca tolkienowskich hobbitów), który odmienia świat. W komiksie znaleźć można mnóstwo odwołań do literatury, filmu czy mitologii, ale najsilniej widoczny jest tu wątek chrześcijański (w tym starotestamentowy obraz boga „zazdrosnego i mściwego”).

Drugi godny uwagi projekt twórczego duetu to wydany w 2001 roku „Western”, którego akcja toczy się na Dzikim Zachodzie. Tym razem warto zwrócić uwagę, iż przy okazji tego właśnie komiksu Rosiński wprowadził do swego stylu graficznego elementy malarstwa i szkicu. Zmienił też kolorystykę, w której pojawiło się więcej żółci, sepii czy szarości.

Czy panowie powrócą jeszcze do wspólnej pracy nad jakimś komiksem? Ja mam nadzieję, że tak – nawet jeśli nie będzie to opowieść o Thorgalu… A najnowszy tom cyklu opowieści o wikingu z gwiazd pojawi się na jesieni tego roku. Rysuje mistrz Rosiński.