Święto gier, głupcze!

A zatem kolejne Electronic Entertainment Expo za nami. Chyba nikomu nie muszę tłumaczyć czym są E3. Relacji z tej imprezy było mnóstwo, na kilka dni Internet growy wstrzymał oddech, by pełną parą produkować niusa za niusem. Prasa czekała na ostatnie nowinki, by posłać numery do druku. Telewizje przeorganizowywały ramówkę. Gracze z wypiekami na twarzy czekali na smaczki związane z ulubionymi tytułami oraz oczywiście na zdjęcia hostess. Niemniej tegoroczne E3 znów nie było tym, czym bym pragnął. Wiem, narzekacz jestem straszny, ale…

Po pierwsze, od zmiany formuły w 2009 roku E3 rozpoczynają konferencje największych wydawców gier – i to nie wszystkich największych, tylko wybranych największych (brakuje na przykład Activision Blizzard, które w minionym roku zaszczyciło nas koncertem, a poza tym temat w pewnym sensie zlewa). Na tychże konferencjach w jeden dzień i troszeczkę pojawia się mnóstwo gameplaya, niusów i zapowiedzi, a przede wszystkim – haseł reklamowych. Albowiem półtoragodzinne konferencje, zwane także >media briefing<, są perfekcyjnie przygotowanymi, przemyślanymi przedstawieniami mającymi na celu sprzedać gry, a po części także akcje. Mniej przygotowywane są dla graczy, a bardziej dla udziałowców. Bo zawsze musi z nich wyjść na nasze – „Łał, jacy my jesteśmy super, a oni są blee”.

Po drugie, z roku na rok coraz słabiej widać nowatorstwo. Konferencje wyglądają dość podobnie, zmieniają się tylko „numerki” (w zeszłym roku CoD Black Ops, w tym CoD Modern Warfare 3, w zeszłym roku Need For Speed Hot Pursuit – w tym The Run). Owszem, czasem ktoś spróbuje pokazać coś nowatorskiego (w zeszłym roku Ubisoft grę w oddychanie czy strzelanie z pistoletów >w ruchu<), ale szybko zostaje sprowadzony na ziemię i więcej już nie ryzykuje (w tym Ubisoft skupił się na Farcrayu, Assassinie, królikach i 25-leciu). Sam showfloor, czyli teren targów, zmienia się bardzo mało. Stoiska wyglądają w zasadzie tak samo (Microsoft czy Sony), są w tych samych miejscach hal (niemal wszyscy, poza – z dużych wydawców – Activision). Tytuły pojawiające się na targach także coraz częściej przypominają mniej lub bardziej wierne klony samych siebie sprzed lat. I nie myślę tu o diuku…

Po trzecie, liczba ogłaszanych tytułów, wiadomości o grach, idzie w setki tysięcy znaków. Wraz z rozwojem Internetu, pojawianiem się coraz liczniej portali i zainteresowaniem mediów „mainstreamowych” informacje płynął szerokim strumieniem – a w efekcie ich filtrowanie staje się coraz trudniejsze. Informacyjny szum jest równie niebezpieczny, jak nie niebezpieczniejszy wręcz od braku informacji. Co jest plotką? Co prawdą? Czy on to faktycznie powiedział? Czy ten screen jest oficjalny? Tak jakby poza E3 nie było okazji do przekazania informacji.

W efekcie mam niejasne wrażenie, że E3 przestało być świętem gier, a stało się świętem wydawców gier. Mam im nieco za złe to, że z imprezy dla graczy – bardzo core’owych graczy, bo E3 to impreza zamknięta do branży – zrobili show dla udziałowców i szerokiej publiczności. Z drugiej strony cieszę się, że nasza rozrywka w dość krótkim czasie tak zyskała na popularności, że powstał globalny, czterodniowy show. Niestety, w efekcie stracili najmniejsi, czyli wydawcy małych, acz smacznych tytułów, którym trudno się przebić, wybić i pobić mocniejszych finansowo od siebie. Co za tym idzie, nowatorstwa coraz mniej, a pożerania ogona i odcinania kuponów od znanych marek – coraz więcej. Najpopularniejsze gatunki dostają kilkanaście tytułów z wielką akcja marketingową, której często początkiem jest E3 (teraz na topie są strzelanki, potem długo, długo nic).

Nie chciałbym pogrążać się w czarnowidztwie, dlatego cieszy mnie tegoroczna nowość sprzętowa. Zresztą, E3 zawsze za nowinki sprzętowe pamiętam. Rzecz jasna chodzi mi o Wii U. Nintendo za sprawą Wii pokazało, jak rozszerzyć rynek na tzw. niedzielnych graczy, za co podobno obrazili się na nich hardcore’owcy. Stąd U – czy You – w nazwie odczytali niektórzy jako Wy – „prawdziwi” gracze. I lista tytułów, które mają się pojawić na nowej konsoli jest daleka od typowych tytułów dla Nintendo. Firma wszak słynęła z familijności, dawno temu cenzurowała Mortala, zmuszała deweloperów do zmian w grach zgodnych z jej wizją. A teraz na Wii U otrzymamy prawdziwy konkret.

Możliwości oferowane przez konsolę też zapowiadają się ciekawie. Użycie tableto-kontrolera w prezentowany podczas konferencji sposób działało na wyobraźnię. A te pomysły to pewnie dopiero początek. Ciekaw jestem, czy w podobnym kierunku podążą Sony i Microsoft. Czy po epoce kontrolerów ruchowych – wypromowanej nomen omen przez Wii – rozpocznie się era tableto-kontrolerów? No i czy faktycznie ten nowatorski, pomysłowy i duży >pad< będzie nadawał się do dłuższego trzymania w rękach i da się na nim wygodnie grać? Niby na E3 dało się go dotknąć, niektórzy nawet dali radę wystać w kilkugodzinnej kolejce i zagrać na Wii U. Opinie były podzielone, ale emocji Nintendo wywołało mnóstwo.

Podobnie wiele emocji wywołało Sony. Najpierw przepraszając za włamania (niektórzy uważają, że koncert i wielka impreza po konferencji była objawem wyrzutów sumienia firmy), a potem pokazując PS Vita. W przypadku tej konsoli Sony szuka swojej drogi, nieprzetartego jeszcze szlaku. Bowiem w epoce wszystko-mających komórek przenośna konsola musi być czymś dużo więcej. Dlatego Vita oferuje rozwiązania, których w komórkach ma nie być. Moim zdaniem kierunek jest ciekawy.

E3 w tym roku upłynęło mi zatem pod dwoma hasłami: „Mnóstwo strzelanek, jeszcze więcej klonów” oraz „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”.