W bardzo dalekiej przyszłości i w jakiejś tam galaktyce… (2015)

Przez najbliższe kilkanaście dni czy tygodni nazwa gwiezdne wojny będzie odmieniana na wszystkie możliwe sposoby. O Star Warsach będą rozmawiali starzy i młodzi, miłośnicy kina i komiksu, a także fani gier wszelkiej maści. Niemniej należy pamiętać, że fantastyka naukowa to dużo, dużo więcej niż gwiezdnowojenna saga.

Dziś fantastyka naukowa kojarzy się przede wszystkim z serialami i kinowymi sagami, takimi jak wspomniane Star Wars czy kolejny raz odświeżany Star Trek. Niemniej obok ruchomych obrazów – a raczej na długo wcześniej przed ich powstaniem – science fiction istniała w postaci literackiej. Tak naprawdę istnieje do dziś, raz po raz rodząc wciągające powieści oraz wielotomowe sagi. I warto, myśląc o książkowym prezencie pod choinkę, rozważyć zakup jednego z takich cyklów. Starczyć może na rok czytania!

Czym w zasadzie jest SF?

Science fiction, czyli fantastyka naukowa, to pojęcie bardzo pojemne. Zwykliśmy uważać, że opisuje ona wydarzenia z przyszłości, opierając się na hipotetycznym rozwoju nauki oraz technologii. Słynny pisarz, Arthur C. Clarke, tak oto definiował to pojęcie: fantastyka naukowa jest tym, co nie może się wydarzyć – na szczęście; fantasy jest tym, co nie może się realnie wydarzyć – niestety. Literatura dziś zaliczana do tego gatunku powstawała już w XIII wieku, ale za przełomowy uznaje się tu początek XIX wieku i narodziny słynnego „Frankensteina” Mary Shelley. Niemniej za prawdziwego prekursora SF uznaje się Julesa Verne’a, którego „Pięć tygodni w balonie” (1863 rok) czy „Podróż do wnętrza Ziemi” (1864 rok) to dziś klasyka – i to nie tylko fantastyki! Podobnie jak „Wehikuł czasu” (1895 rok) czy „Wojna światów” H. G. Wellsa (1898 rok).

Początki XX wieku to czasy dynamicznego rozwoju fantastyki naukowej, która aż do naszych czasów rozwija się w obszarze literatury, filmu, gier czy innych mediów, a także dzieli na coraz niezwyklejsze podgatunki, takie jak cyberpunk, hard sf, postapokalipsa oraz space opera – by wymienić kilka…

Dylogie, trylogie, cykle oraz sagi

Pojęcie sagi przywędrowało do literatury współczesnej ze staroskandynawskich dzieł epickich opowiadających o legendarnych bohaterach. Kiedy myślimy o wielotomowych cyklach, zwykle przychodzą nam na myśl opowieści fantasy, takich jak „Pieśń lodu i ognia” George’a R. R. Martina czy bliższa nam „Saga o wiedźminie” Andrzeja Sapkowskiego. Niemniej również opowieści zaliczane do gatunku science fiction potrafią ciągnąć się przez setki i tysiące stron, przykuwając uwagę czytelników na wiele godzin. Fantastyka naukowa – choć jest silnie „zakorzeniona” w naszym świecie i autorzy zwykle trzymają się panującym w nim zasad (cóż, zdarza im się również je naginać…) – ma ogromny rozmach: Opowieści ciągną się na obszarze wielu planet i przez jeszcze większą liczbę lat, pojawiają się różne istoty, środowiska i społeczności. A do tego nadają się najlepiej właśnie cykle.

Najciekawsze cykle sf

Serie mają to do siebie, że bywają nierówne – jeden tom potrafi zachwycić, kolejny zaś zniechęca do dalszej lektury. Dlatego też wybierając pięć najlepszych moim zdaniem cykli science fiction – do kupienia na prezent! – postawiłem na możliwie najstabilniejsza formę. Koniec końców wszystkim nam zależy raczej na regularnie strzelającym Lewandowskim niż na kilku udanych meczach.

Diuna” to powieść, którą Frank Herbert napisał jeszcze w latach 60. XX wieku, a która pod jego piórem rozrosła się do 6-tomowego cyklu. Sagę cięgnie zaś do dziś syn autora, Brian, i Kevin J. Anderson, którzy mają na koncie już kilkanaście książek! Uniwersum Diuny zachwyca rozmachem i zaskakuje niezwykłą mieszanką mistycyzmu, odwołań do feudalizmu, przemyśleń z obszaru ekologii czy rozwoju cywilizacji. Mamy tu podróżowanie w czasoprzestrzeni za sprawą melanżu, bunt myślących maszyn zastąpionych przez ludzkie komputery (czyli mentatów) oraz wiedźmy Bene Gesserit. A to i tak wierzchołek góry lodowej, jako że cykl rozciąga się na całe tysiąclecia, opowiadając o przemianach społecznych i zwykłych ludzkich nieszczęściach.

Fundacja” wchodzi w skład 16-tomowej „Historii przyszłości”, którą zawdzięczamy talentowi Isaaca Asimova oraz jego kontynuatorów (wymienić tu można Gregory’ego Benforda, Grega Beara i Davida Brina). Sam cykl zwany „Fundacją” liczy sobie 6 tomów i choć zaczął powstawać jeszcze w latach 60., niewiele się zestarzał. Wszystko za sprawą tematu. Albowiem „Fundacja” to studium wielkich procesów historycznych oraz takich zjawisk, jak władza i manipulacja ludźmi oraz historią – wszystko w sztafażu sf. Isaac Asimov wpierw wzorował się na „Zmierzchu i upadku Cesarstwa Rzymskiego” Edwarda Gibbona, ale nie chciał traktować rozpadającego się Imperium Galaktycznego jak przerośniętego antycznego Rzymu. Dlatego też uzupełnił wizję uniwersum o psychohistorię – naukę, która pozwala na przewidzenie przyszłości za pomocą równań matematycznych. Warto pamiętać, iż „Fundacja” w dużej mierze zainspirowała młodego George’a Lucasa, twórcę „Gwiezdnych wojen”.

Honor Harrington” wyróżnia się na tle innych cyklu choćby osobą głównego bohatera, czy raczej bohaterki – tytułowej pani admirał Honor Harrington. Akcja kilkunastotomowej sagi Davida Webbera toczy się w uniwersum Honorverse. Obok dynamicznej akcji autor oferuje nam wiele opisów prezentujących wizję przyszłości. Saga jest bardzo techniczna i militarystyczna, mamy więc mnóstwo kosmicznych starć, międzygwiezdnej polityki i super-wynalazków. Znakiem rozpoznawczym pozostaje jednakże kobieta w roli silnego charakterem herosa.

Hyperion” (w wersji oryginalnej: Hyperion Cantos) liczy sobie znaczniej mniej tomów, niż opisywane wcześniej cykle, bo ledwie 4. Niemniej dzieło Dana Simmonsa również daje okazję do zanurzenia się w niezwykłym uniwersum – barwnym, pełnym akcji, ale także ciekawych nawiązań (m.in. do poematu Johna Keatsa czy do przemyśleń Sorena Kirkegaarda). Autor bawi się konwencjami, zaskakuje nas zwrotami akcji i szokuje rozmachem swej wizji. Wszystko rozpoczyna się od opowieści pielgrzymów, których celem są Grobowce Czasu – siedziba tajemniczego Chyżwara… Kończy zaś niezwykłą przemianą świata przedstawionego, którą czytelnik musi sam poznać.

Trylogia ciągu” Williama Gibsona składa się z wydanego w 1984 roku Neuromancera i wydanych na przestrzeni kolejnych czterech lat tomów „Graf Zero” i „Mona Liza Turbo”. Dziś całość zaliczamy do klasyki cyberpunka, nurtu science fiction, który skupia się na ludziach zanurzonych w rzeczywistości rojącej się od zaawansowanej technologii komputerowej i informacyjnej. Autor rozwija wizję sztucznej inteligencji, rzeczywistości wirtualnej i inżynierii genetycznej, do mieszanki dodaje ponadnarodowe korporacje, cyberprzestrzeń (słynna matryca, czyli matrix) czy LODy (logiczne oprogramowanie defensywne). William Gibson idzie jednak krok dalej, pokazując świat zdehumanizowany i zdominowany przez wszechobecną, a przy tym tanią technologię…

Polskie science fiction

Tradycję polskiej fikcji naukowej stworzył na początku XX wieku Jerzy Żuławski dzięki trylogii księżycowej: „Na srebrnym globie” (1903 rok), „Zwycięzca” (1910 rok) i „Stara Ziemia” (1911 rok) – mamy zatem dobrą tradycję sag. Dziś lepiej rozpoznawalnym autorem tego gatunku jest rzecz jasna Stanisław Lem, który z kolei jest autorem choćby znanego cyklu opowieści o Pilocie Pirksie czy Ijonie Tichym. Niemniej obok niezaprzeczalnego mistrza gatunku wymienić należy też innych, choćby Adama Snerga-Wiśniewskiego, Janusza Zajdla, Edmunda Wnuka-Lipińskiego, Marka Oramusa, Rafała A. Ziemkiewicza czy Krzysztofa Borunia i Andrzeja Trepkę – autorów gwiezdnej trylogii z lat 60.: „Zagubiona przyszłość”, „Proxima” oraz „Kosmiczni bracia”, kolejnego przykładu polskich sag sf. Wśród bardziej współczesnych cykli wspomnieć należy o „Ostatniej Rzeczypospolitej” Tomasza Kołodziejczaka (o której będzie za chwilę) czy Marcinie Przybyłku i jego „Gamedecu”. Ta druga seria łączy w sobie elementy cyberpunku, space opery czy nawet erotical fiction. To saga o rozwoju: świata, bohatera, społeczeństwie oraz technologii…

Polecanki

Jacek Drewnowski (tłumacz, redaktor naczelny magazynu „Star Wars Komiks”): Bardzo lubię cykl Tomasza Kołodziejczaka „Ostatnia Rzeczpospolita”, na który jak dotąd składa się tom opowiadań i dwie powieści, a kolejną powieść zapowiedziano w rok 2016. Budzące podziw, nad wyraz oryginalne połączenie twardej SF z elementami innych odmian fantastyki, w którym wiodącą rolę odgrywa Polska i jej historia. Podczas wciągającej lektury czytelnik odnosi wrażenie, że autor pokazuje mu tylko wycinek niezwykle bogatego i koherentnego wymyślonego świata. Chcę więcej!

Kamil Śmiałkowski (polski krytyk, dziennikarz i publicysta komiksowy oraz filmowy, scenarzysta komiksowy, redaktor naczelny serwisu hatak.pl): „Doctor Who” – to wielka saga sf, która co prawda bierze swój początek w serialu sf, ale w literaturze stała się niezależną marką, gdzie poszczególne niezależne fabuły (całkiem osobne od tych serialowych) tworzą wielcy pisarze: Stephen Baxter, Michael Moorcock, Douglas Adams. Jest wielki rozmach, humor i wszelkie możliwe emocje. Niestety po polsku jedyne co się dotąd ukazało to jedno krótkie opowiadanie w zbiorze z tekstami Neila Gaimana.

Rafał Orkan (pisarz): Cykl Solarny autorstwa Gene Wolfe’a, na który składają się kilkutomowe powieści: „Księga Nowego Słońca”, „Księga Długiego Słońca” i „Księga Krótkiego Słońca” – łącznie 12 tomów. Jest to saga osadzona w bardzo odległej przyszłości, której autor nie pomaga nam łopatologicznie zrozumieć, lecz zamiast tego zachęca do własnych odkryć. Pisarstwo Wolfe’a jest tak bogate w znaczenia, że jego książki można (i powinno się) czytać po kilka razy od nowa, za każdym razem odkrywając kolejne warstwy. Wolfe każe nam patrzeć na świat oczami swych bohaterów, a jest to spojrzenie na swój sposób ułomne, ograniczone skąpą wiedzą protagonistów. Protagonistów zazwyczaj będących niewiarygodnymi narratorami opowieści. Polecam ten cykl, ponieważ moim zdaniem w szeroko pojętym gatunku SF nie powstało nic literacko bogatszego. Ale uwaga – to nie jest literatura pociągowa. Tylko dla czytelnika wymagającego i dociekliwego.

Marcin Przybyłek (pisarz): „Szpital Kosmiczny” Jamesa White’a, choć nie jest to seria epicka, napisana z rozmachem czy jakaś absolutnie wybitna. Jednak ma cechy, które spowodowały, że nie tylko ją polubiłem, ale często polecam. Oto kilka: 1) W sadze tej nie chodzi o strzelanie i zabijanie, ale przeciwnie, o leczenie i ratowanie życia. White pokazuje, że proceder ten potrafi być równie fascynujący, a nawet podniosły. 2) Szpital kosmiczny to konglomerat pomieszczeń zapewniających warunki dla wszystkich odkrytych przez ludzkość gatunków – tlenodysznych, chlorodysznych, żyjących w temperaturach wysokich, niskich, w twardym promieniowaniu i tak dalej. I jest to niezwykle frapujące, bo autor zadbał, by opis zarówno biotopów jak i gatunków brzmiał wiarygodnie. Co za tym idzie leczenie przedstawicieli nieludzkich ras wygląda zupełnie inaczej niż ludzi, czasem zabawnie, a czasem kuriozalnie. 3) Saga jest napisana z poczuciem humoru…